Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Na własnej skórze. Spotkanie ze świadkiem Historii

Grzegorz Sztoler
Nic tak nie robi wrażenie, jak autentyczne spotkanie z osobami, które na własnej skórze poznały wydarzenia znane innym z książek.

Na naszych oczach odchodzi pokolenie, które pamięta drugą wojnę światową i może zaświadczyć, poruszyć współczesnych odbiorców własnymi, osobistymi wspomnieniami. Nie odkryję Ameryki, jeżeli powiem, że takie spotkania ze świadkami wielkich wydarzeń – a taką na pewno była ostatnia wojna - wywierają na ich uczestnikach o wiele większe wrażenie niż najlepsza książka, czy film.

A jeżeli jeszcze świadek, którego spotykamy jest bohaterem, ratował ludzi, wykazywał się wrażliwością i był – choć to słowo niemodne – patriotą? Ponad 80-letni pan Jan Foks, z moich rodzinnych Brzeźc, na pewno jest bohaterem - znany jest nie tylko z działalności partyzanckiej w Narodowych Siłach Zbrojnych [pod wodzą legendarnego „Bartka” kpt. Henryka Flame]. Był także woźnicą marszu śmierci.

Wielokrotnie o tym pisałem. Pan Jan przypadkiem stał się bezpośrednim świadkiem ewakuacji tysięcy więźniów obozu KL Auschwitz w styczniu 1945 roku. Trasa ich przemarszu wiodła m.in. przez Brzeźce. Foks jechał saniami za podążającą w kierunku Wodzisławia jedną z kolumn.

- Wiozłem 18 więźniów, a za saniami szedł esesman - relacjonował. - Koło "malowanego mostu" na rzece Pszczynce sanie zaczęły lekko hamować, bo na szosie nie było za dużo śniegu. Esesman kazał zatrzymać sanie i wyładować kapo część "zwierząt", bo konie mają za ciężko. Kapo kijami wypędził więźniów z sań. Zostało dziesięciu.

Z wypędzonych, sześciu było osłabionych ciągłym znęcaniem się. Nie mieli już sił iść. Kapo zameldował esesmanowi, że nie chcą iść do szeregu. Ten ich zastrzelił.

Towarzyszący mu pies ściągnął zwłoki ofiar na pobocze drogi. Pozostali dwaj posileni owsem, które Foks zabrał dla koni, włączyli się do kolumny.

Więźniowie szli otuleni kocami, w pasiakach, niektórzy w drewniakach, w trzaskającym mrozie. Piątkami w kolumnie. Przed saniami szli w trójkę kapo. Osłabiony marszem więzień zostawał coraz bardziej w tyle. Idący za nim współwięźniowie wchodzili na jego miejsce. Docierał do ostatniej piątki i trzech idących przed saniami kapo. Po pobiciu mógł wejść na sanie, ale ktoś z dziesięciu jadących na saniach musiał uzupełnić ostatnią maszerującą czwórkę do piątki.

- Kiedy dotarliśmy do Wodzisławia – wspominał Jan Foks – towarzyszący mi esesman "egzekutor" zwrócił się do podległych mu esesmanów i kapo, by przypilnowali kolumny i udali się z więźniami prosto do czekających na stacji pociągów. Kolumna się oddaliła. Kazał mi zjechać na bok. Potem rozkazał więźniom pojedynczo wychodzić z sań. Każdego z nich zabijał strzałem w głowę. W końcu zwrócił się do mnie ze słowami: "Teraz się z tobą policzę". Zdecydowałem się skoczyć na niego. Uderzyłem go pięścią w żołądek tak, że się przewrócił.

Tymczasem prowadzący kolumnę esesmani zorientowali się, że coś jest nie w porządku, bo komendanta zbyt długo nie było. Zaczęli go szukać. Wskutek czego zrobił się wielki zamęt, z czego skorzystało wielu więźniów, by uciec.

Tyle skrótowej relacji. Wiem, że pan Jan Foks chętnie uczestniczy we wszelkich spotkaniach, choć na pewno wojenne wspomnienia wywołują silne emocje. Ale pan Jan podobnie jak wielu innych – by wspomnieć aktora Augusta Kowalczyka uratowanego przez mieszkańców Bojszów – pozostaje wierny obowiązkowi przekazywania pamięci młodszym generacjom.

I ostatnie jego spotkanie z młodzieżą z pszczyńskiego III Liceum Ogólnokształcącego należało do udanych. Kapitan Jan Foks, prezes Zarządu Koła Miejskiego Związku Kombatantów Rzeczpospolitej Polskiej i Byłych Więźniów Politycznych w Pszczynie, należy do jednych z ostatnich świadków Historii.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pszczyna.naszemiasto.pl Nasze Miasto