Niezależni artyści pokazali 12 spektakli w tak nie związanych miejscach z teatrem jak dworzec PKP, budynek spółdzielni mieszkaniowej, czy cmentarz żydowski, ale jak zaznaczają organizatorzy, to sztuka w tych miejscach cieszyła się największym wzięciem, budziła też kontrowersje.
- Po spektaklu na dworcu widzowie się podzielili, cześć była zachwycona, część wychodziła zniesmaczona, ale o to chodziło - mówi Wojciech Jakubiec, dyrektor artystyczny festiwalu Teatralna Maszyna Pszczyna. Według szacunków, łącznie przez wszystkie pszczyńskie spektakle przewinęło się około 1 tys. osób. - Frekwencja była większa niż się spodziewaliśmy - przyznaje Jakubiec.
To, co festiwal pozostawił po sobie w Pszczynie, to jak zauważa Jakubiec, marka. - W ciągu czterech dni udało nam się utrwalić w mieszkańcach znak rozpoznawczy festiwalu. Teraz fioletowy robotludzik będzie kojarzony z festiwalem - tłumaczy.
Bo teatralna Maszyna Pszczyna, do Pszczyny na pewno powróci. - Podczas Dni Pszczyny oficjalnie podamy przyszłoroczny termin festiwalu - mówi Jakubiec.Ten na pewno zostanie jednak zmieniony. - Zastanawiamy się nad wcześniejszym terminem np. weekendem majowym, albo którymś z czerwcowych weekendów, bo w lipcu w mieście jest już mało młodzieży.
A chcemy dotrzeć do uczniów i studentów również - zaznacza Jakubiec. Sukcesem festiwalu jest też fakt, że dzięki niemu teatr dotarł również do ludzi, którzy wcześniej nie mieli z nim styczności. To dzięki różnorodnym miejscom spektakli, co zmuszało do chodzenia po mieście.
Eurojackpot. Które kraje wygrywają najczęściej?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?