Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Zagadkowy portret księżnej Daisy. Dama z pieskiem czy cyklamenami? Zobaczcie zdjęcia

Jolanta Pierończyk
Jolanta Pierończyk
Portret księżnej Daisy na wystawie konserwatorskiej w Stajniach Książęcych w Pszczynie
Portret księżnej Daisy na wystawie konserwatorskiej w Stajniach Książęcych w Pszczynie Jolanta Pierończyk
Chodzi o jeden z najbardziej znanych portretów Daisy księżnej von Pless wiszących w zamku pszczyńskim. Powstał dokładnie 125 lat temu, ale dopiero od niedawna wiadomo, co się kryje pod bukietem kwiatów

Pod tym bukietem coś jest - zauważyli konserwatorzy Muzeum Zamkowego w Pszczynie podczas konserwacji obrazu w połowie lat 90. XX wieku.

- Niestety, nasz sprzęt rentgenowski i podczerwień były za słabe, byśmy mogli się dowiedzieć, co tym bukietem zostało przykryte - mówi Jan Gałaszek, główny konserwator zamkowy.

Zagadkę rozwiązało zdjęcie z wystawy w Londynie w 1896 roku, gdzie widać Daisy z czarnym pieskiem na ręku.

Daisy miała wówczas 23 lata i od czterech i pół roku była żoną Hansa Heinricha XV, najstarszego syna księcia pszczyńskiego, Hansa Heinricha XI von Hochberg, magnata i przemysłowca. Minie jeszcze 11 lat, nim jej mąż zostanie panem na Pszczynie. Na razie młodzi państwo mieszkają w Książu, w rodowych dobrach Hochbergów. I właśnie na tarasie książańskiego zamku, na tle kutej kraty z motywem róży, została przedstawiona.

Autorem portretu jest 33-letni Reginald Arthur, artysta mieszkający niedaleko posiadłości rodziców Daisy.

Artysta zrobił jedynie twarz, ręce i uchwycił pozę

Szkic powstał w listopadzie 1895 r. (Daisy miała wówczas 22 lata) przed wyjazdem młodych państwa do Indii. Artysta „zrobił jedynie twarz, ręce i uchwycił pozę”, zaznaczyła księżna w swoim pamiętniku.

O żadnym piesku nie ma mowy. Z pamiętnika wiadomo jednak, że w tym czasie miała w Książu pieska imieniem Suzie.
Podczas podróży, przybył jej jeszcze jeden, o którym tak pisze 7 maja 1896 r. na pokładzie:

„_Mój szczeniaczek Fiend [po polsku Diabełek] jest prześmieszny, atakuje buty każdego mężczyzny na pokładzie i tak długo ciągnie za sznurówki, aż je rozwiąże. Nie wiem, jak Suzie, nasz pies w Książu, zareaguje na niego. Może, będąc dobrze wychowaną, polubi go_”.

Kiedy pisała o swoim nowym piesku, jej portret pędzla Reginalda Arthura od pięciu dni wisiał na wystawie w Królewskiej Akademii w Londynie.

Nie jestem na nim podobna, ale to tylko reprodukcja

16 maja w pociągu wiozącym ją do Wiednia napisała, że dostała od ojca kilka artykułów na temat tego obrazu. „Wydaje się ładnym obrazem, choć nie jestem na nim podobna, ale cóż naprawdę można powiedzieć na podstawie reprodukcji”, czytamy w pamiętniku wydanym pod tytułem „Lepiej przemilczeć”.

Wystawa w Królewskiej Akademii trwała do 3 sierpnia, ale w pamiętniku nic już na ten temat nie znajdujemy. Do Londynu Daisy pojechała 12 listopada, ale ani słowa z tego pobytu nie napisała. Nie wiemy zatem, czy widziała portret. Pół roku później był następny pobyt w Londynie, ale też żadnej wzmianki o portrecie. Pozostajemy zatem z pytaniem, co to za piesek na tym obrazie, kiedy został zamalowany i dlaczego.

- Kiedy już wiedzieliśmy, że pod bukietem kwiatów jest piesek, chcieliśmy wiedzieć, w jakim jest stanie. Naszą ciekawość zaspokoiło badanie zlecone Laboratorium Analiz i Nieniszczących Badań Obiektów Zabytkowych przy Muzeum Narodowego w Krakowie. Bardzo specjalistyczny sprzęt tego laboratorium pokazał nam, że piesek pod warstwą farby ma się całkiem dobrze - mówi Jan Gałaszek.

Obie wersje portretu Daisy można oglądać na wystawie konserwatorskiej w Stajniach Książęcych w pobliżu zamku.

W pierwotnej wersji widać, że jest nie tylko piesek zamiast kwiatów, ale też nieco inna suknia i trochę odmienna biżuteria.

A sama Daisy? Tak pisze o sobie: „Jestem wysoka i jasna. Wyglądam ładnie po spędzeniu czasu przed lustrem w towarzystwie mojej garderobianej, Marii, dodającej mi otuchy komplementami. Niektórzy uważają mnie za piękną, ale to przecież kwestia gustu. Mój mąż, grający właśnie na pianinie, mówi, że jestem wszystkim, czego pragnął. Taka deklaracja powinna zadowolić oczekiwania każdej dobrej i skromnej kobiety, ale ja prawdopodobnie nie jestem ani dobra, ani skromna”.

Tak Daisy napisała 15 października 1902 r. Miała wówczas 29 lat i syna, który skończył dwa latka i osiem miesięcy. „Nie jestem chyba przeciętną kobietą, bo ciągle czuję potrzebę walki i ją prowadzę, podczas gdy wielu innych jej zaprzestało, unosząc się biernie z prądem życia. Mam w sobie wielkie pragnienie uszczęśliwiania ludzi. Próbuję robić, co trzeba, ale moje marzenie o oddaniu serca i podaniu ręki tutejszym ubogim, górnikom i potrzebującym reformatorom nie jest motywowane religią”, pisze tego samego 15 października w Pszczynie.

Ale to nie koniec tego zapisu w pamiętniku. Czytamy tam także: „Minęły już dwa lata, odkąd zaczęłam odwiedzać klasę robotniczą. Przedtem mówiono mi, że to nie po książęcemu i skończy się tylko na dawaniu pieniędzy czy tym podobnym. To prawda, że mój teść założył własną szkołę dla małych dzieci, jak również szkołę kucharską dla dziewcząt i rzemieślniczą dla chłopców, rozdaje prezenty na Boże Narodzenie i organizuje różne inne rozrywki. Ja jednak chciałabym dotrzeć do serc tych istot i zrozumieć ich los, więc - w desperacji - złamałam wszelkie reguły. Zamawiam powóz i jadę, gdzie chcę: do przytułków, szpitali, domów starości, jednym słowem - wszędzie. Z czasem moje osobiste zainteresowanie biednymi sąsiadami zostanie zaakceptowane i, do czego zmierzam, pomocne”.

Następnego dnia, 16 października, była już w Książu. Wieczorem, kiedy - jak pisze - wykąpała dziecko i położyła do łóżeczka, przelała na papier wydarzenia całego dnia. Wspomniała m.in. o popołudniowym spacerze z mężem, o którym napisała, że jest dziwny, bo potrafi się cieszyć drobiazgami, a „poważniejsze rzeczy go nudzą, bo nie chce mu się myśleć”. A ona podczas tego spaceru chciała porozmawiać z nim o szpitalach dla biednych. I „poczułam się samotnie, tęskniąc za kimś, kto by mi pomógł; za kimś, na kim mogłabym się wesprzeć”. Bo jej mąż „kopał nogą w ziemi rowek na wodę kapiącą ze skałki i był tym uszczęśliwiony”. „Doprawdy, poczułam, jakbym miała pod opieką nie jedno, ale dwoje dzieci”, napisała..

Taka była Daisy. Nie ma już w Pszczynie czy Książu ludzi, którzy mieli z nią jakikolwiek kontakt, ale w ich rodzinach trwa dobra opinia o niej.

W swoich pamiętnikach pozostawiła nam także bardzo ciekawy obraz swojej epoki, jak np. ten: „Żyjemy w bardzo gorączkowych czasach. Wydaje mi się, że nasze babcie żyły inaczej. Dzisiaj egzystencja ciała, mózgu i nawet urody skierowana jest na niesłychane emocje i energię. Trudno więc, jak to było przedtem, utrzymać równowagę serca i rozumu, pozwalającą na świadome akty sumienia”.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pszczyna.naszemiasto.pl Nasze Miasto