Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wariat, który pisze kroniki

Grzegorz Sztoler
Horst: - Dobrze pan to ujął, i ja się broń Boże nie obrażam. I wiem jedno, żal by było to wszystko położyć.

Kiedy pakuję dwadzieścia tomów kroniki do mojej skody roomster, auto aż się ugina. Liczę szybko, wychodzi, że wiozę do Katowic z dwieście kilo więcej niż zwykle.

A tomów jest 38. Kolejny się pisze. Urzędniczki bojszowskiej gminy pomagają mi zapakować mój prywatny samochód. Kilka kursów, każdy z nas dźwiga po trzy, cztery tomiska. Więcej się nie da, bo sporo ważą. Gosia, Ania ofiarnie wspomagają mnie z kolegami w załadowaniu tego niezwykłego dziedzictwa. Tu, w tych tomach, zapisano dwie dekady samorządności bojszowskiej gminy. Uczynił to jeden człowiek, który przez ostatnie dwadzieścia lat utrwala historię rodzinnej gminy Bojszowy, Roman Horst z Jedliny.

Tomiska wiozę do digitalizacji, czyli zeskanowania. Gmina Bojszowy podpisała w październiku 2012 roku umowę z Biblioteką Śląską. Kronika ma znaleźć się w zbiorach Śląskiej Biblioteki Cyfrowej [www.sbc.org.pl]. Bojszowy staną się częścią górnośląskiego dziedzictwa kulturowego w cyfrowej przestrzeni.

„Maj - w przeciwieństwie do kwietnia – był miesiącem suchym. Deszcz padał niezwykle rzadko, większe opady zanotowano w przeciągu czterech dni. Życzeniem rolników jest przysłowie: ciepły kwiecień, mokry maj – będzie zboże jako gaj.”

[Kronika Gminy Bojszowy, tom I, 1992 rok, s.219]

Bojszowski kronikarz

pochodzi z najmniejszej miejscowości gminy, Jedliny. Dom pana Romana Horsta odnajduję niedaleko kościoła, tuż za starą szkołą. Prowadzi do niego wąska, asfaltowa dróżka. Horst rezyduje na piętrze okazałego budynku, na dole mieszka szwagrostwo, państwo Cecylia i Eugeniusz Berner. Jest tu czysto, schludnie i rodzinnie, jak zresztą wszędzie w Bojszowach. Rozmawiamy w pokoju, gdzie powstaje to niezwykłe dzieło, a raczej dzieła, bo jak się okazuje pan Roman prowadzi kilka kronikarskich serii. Tak więc do wspomnianych czterdziestu tomów dochodzi jeszcze kilkadziesiąt innych [!]. Pojedyncze egzemplarze rozłożone są na stole. Jest więc kronika strażacka, bo mój rozmówca jest komendantem gminnym OSP, i jej nowy, czwarty tom. Nosi sążnisty tytuł: „Kronika Zarządu Powiatowego Związku Ochotniczych Straży Pożarnych Rzeczypospolitej Polskiej Powiatu Bieruńsko-Lędzińskiego”. Mój gospodarz przygotowuje też historię powstania zarządu, zapowiada się na osobne dzieło. Jest i kronika samego powiatu bieruńsko-lędzińskiego, do którego Bojszowy przynależą, konkretnie rozpoczyna się 29 tom, 28 jest skończony. Jest i ukończony właśnie 38 tom kroniki bojszowskiej, która zaczęła być spisywana od 1992 roku włącznie, od momentu odzyskania przez Bojszowy „niepodległości” spod tyskiego jarzma [gminę włączono do wielkich Tychów w 1974 r.]. Zanim przystąpimy do tradycyjnej kawy ze słodkim, zaczynamy wertować te kronikarskie stosy, podziwiam tę niezwykłą robotę…

„Dnia 18 lutego zanotowano pierwszy w tym roku wypadek samochodowy w gminie. W Bojszowach, na ul. Pancerniaków, kierujący samochodem osobowym marki skoda favorit, w miejscu zabudowanym rozwinął nadmierną prędkość i nie panując nad pojazdem, na łuku jezdni uderzył w drzewo, ponosząc śmierć na miejscu. Kierujący miał niewiele ponad 20 lat.”

[Kronika Gminy Bojszowy, tom I, 1992 rok, s.94]

Trzy regularnie prowadzone kroniki. Jest jeszcze czwarta, a Horst zaczął ją prowadzić jako pierwszą, dotyczyła powstającej wtedy w Jedlinie – na fundamentach, a ściślej piwnicach niedoszłego Domu Ludowego - kaplicy. Mój rozmówca cierpliwie zapisywał i dokumentował wszystkie ważne chwile. W przeddzień pamiętnej powodzi tysiąclecia, w lipcu 1997 r., jedlinianie z pomocą Firmy Inżynieryjnej Chrobok zdążyli jeszcze wznieść dźwigiem zwieńczenie dzwonnicy. Następnego dnia woda podchodziła już do furtki domu Horsta, a większość mieszkańców szykowała się do ewakuacji. Historia z wielką wodą lubi tu, niestety, się powtarzać. Podobnego strachu najedli się tutejsi mieszkańcy w 1999 r. [wtedy wodę zatrzymał nasyp kolejowy] i w 2010 r. [wtedy wały Gostyni puściły od strony Bijasowic]. Parafialną kronikę Horst przekazał księdzu rezydentowi Józefowi Kupce, byłemu „bojszowskimu farorzowi”, za którego kadencji powstała jedlińska kaplica [„łon mo fajny charakter pisma”, słyszę], a sam wykonuje tylko zdjęcia do niej. Warto dodać, że jedlińska kaplica, a właściwie kościół nosi wezwanie św. Jana Nepomucena, patrona od „wielkiej wody”, który skuteczniej chroni zdaje się miejscowych niż ochronne wały na Wiśle, Gostyni i Pszczynce, one - ku przerażeniu jedlinioków zarastają bo nikt ich „nie siecze”. Horst zwracał nieraz uwagę, że wały są całe zryte przez jenoty [które nie wiadomo skąd przyszły], lisy, krety czy nornice. A zryty, podgryziony wał, jego stopa, jest groźny, bo niestabilny. Wystarczy nagły przybór wody, i wały puszczają. I może stać się jak w Bijasowicach, nie daj Boże, kiedy wał przerwało, a przez wyrwę wylała się Gostynka. Jedlina i tak ucierpiała, bo woda przyszła nocą od strony Bojszów.

„Zachowanie się niektórych krewkich osób – petentów Urzędu Gminy dalekie jest od ogólnie przyjętych norm i zasad. Kiedy >władza< była daleko, czyli w Tychach, do pyskówek raczej nie dochodziło. Może szkoda było pieniędzy na bilet autobusowy? Teraz, kiedy [władza] jest >pod ręką< byle powód może być pretekstem do tego, by się w urzędzie >wyżyć<. Nieważne, czy słusznie, czy nie! Wielu wychodzi z prymitywnego założenia, że skoro dawniej władza nam dokładała, to teraz nadszedł czas rewanżu, by jej >dokopać<!”.

[Kronika Gminy Bojszowy, tom I, 1992 rok, s.203]

Każdy tom ma dwieście stron [te starsze nawet więcej], tomy są oprawne, grawerowane, ciężkie, formatu A3. Każdy jest na początku dziewiczy, biały, a później stanowi już dzieło sztuki. Efektowna strona tytułowa, setki zdjęć, wycinków prasowych, komentarzy, informacji kronikarskich. Istna mozaika. Ale przyjemna dla oka. I miesiąc roboty.

- Każdego tygodnia odkładam te wycinki z lokalnych gazet chronologicznie i tematycznie. A pod koniec miesiąca układam i wklejam do kroniki – tłumaczy swój system pracy pan Roman, z racji specyficznej brody, przypominający prezydenta Abrahama Lincolna. W jego pracy istotnie widać amerykański rozmach i pionierstwo. – Nikt mnie nie uczył, jak się do tego zabierać. Sam musiałem się nauczyć, jak to robić. Owszem, oglądałem kronikę „Jutrzenki”, była wystawiona, jak chór obchodził jubileuszu 80-lecia istnienia. Ładna.

- Pierwszą obszerna, ale pusta księga, którą przeznaczyłem później na fotokronikę, miałem jeszcze ze starej bojszowskiej gminy, [która istniała w Bojszowach w latach 70. zanim wchłonęły ją wielkie Tychy], otrzymałem ją na pamiątkę od naczelnika Jana Saternusa. Weszło do niej coś 1100 fotografii.

- Nikt mnie do tego nie namawiał, nikt mnie do tego nie zmuszał. Ale do tej roboty, muszę to przyznać, natchnął mnie Alojzy Lysko z Bojszów, śląski publicysta, powiedział: „pisz, może coś z tego wyjdzie”. I wyszło. Właściwie sam się temu dziwię, że tyle się tego nazbierało. Jakoś żal byłoby mi teraz to wszystko przerwać, nie kontynuować. Żal. Przyzwyczaiłem się już do pisania tych kronik, choć też już wzrok nie ten co dawniej. Najlepiej pracuje mi się przy dziennym świetle.

Wszystkie opracowywane kroniki są rozkładane na podłodze w „procesie wklejania” w nich zdjęć, wycinków prasowych [sterta złożonych gazet i nożyczki leżą z boku mniejszego stolika, przy którym rozmawiamy, tu jest właściwy warsztat pracy]. Kiedy wszystko się odpowiednio ułoży, po myśli bojszowskiego kronikarza, kronika wędruje do szafy, ale jej strony przekładane są papierem gazetowym, by uchronić je przed sklejeniem się i zniszczeniem. Klej musi wyschnąć.

Choć pani Horstowa żartobliwie narzeka na „te ciągle walające się papiery”, rodzina wspiera kronikarza w jego dziele. Pan Roman jest rzeknijmy, „old-fashioned”, nieco staromodny, klasyczny, niczym James Bond z ostatniego filmu „Skyfall”, uznaje tylko klasyczne sposoby pracy, a nowinki stosuje tylko i wyłącznie w potrzebnym i niezbędnym zakresie trzymając się od całej tej komputeryzacji na zdrowy dystans.

– Dawniej pisałem wszystko ręcznie, teraz też się zdarza, jak jest miejsce, niewielkie, które trzeba zapełnić. Ale większe teksty własne komponuję na komputerze, więcej wchodzi – dodaje praktycznie.

„Niespotykanym i jednocześnie niepokojącym zjawiskiem było lokalne trzęsienie ziemi, jakie nawiedziło tereny gminy i nie tylko dnia 5 maja o godz. 10. Nie było to >zwykłe< tąpnięcie górnicze. Zatrzęsło mocno, bo 4 stopnie w skali Richtera lub jak kto woli 2x10 [potęgi]9 J[dżula] według skali kopalnianej stacji sejsmograficznej. Wstrząs powtórzył się w 20 minut później, ale już znacznie słabiej oraz o godz. 0.40 przy czym ten ostatni też był wyraźnie odczuwalny. Wstrząsy wyrządziły znaczne szkody, zwłaszcza w Bojszowach Nowych, gdzie sporo budynków wymaga remontu, a trzy z nich nie nadają się do zamieszkania i muszą być rozebrane. Popękały i pozawalały się głównie kominy, zarysowały ściany, posypała się dachówka i tynki. Sporo ludzi wyległo na ulice, żywo komentując zaistniałe zjawisko.”

[Kronika Gminy Bojszowy, tom I, 1992 rok, s.226]

Kronik przyrasta, kosztów też. Tomisko kosztuje równe sto złotych, chociaż dla pana Romana stosują niewielką zniżkę. A gdzie koszty druku zdjęć? Papier? Praca kronikarza? Przez te wszystkie lata, nawet kiedy był pracownikiem Urzędu Gminy, wszystko tworzył w czasie wolnym, w weekendy, nieraz kosztem rodziny. – Bo to jest moja pasja – podkreśla. A przecież na wiele z tych imprez trzeba pojechać, wykonać zdjęcia, a potem sporządzić w kronice sprawozdanie. To wszystko działo się w czasie wolnym od pracy. Teraz, kiedy mój rozmówca od kilku lat jest już emerytem, z czasem nie ma problemu, chociaż…

- Wracam z budowy – tłumaczy. – Pomagam córce i zięciowi, bo się budują. Murarz to ze mnie nie jest, ale do innych prac, owszem.

Nie tylko do pióra pan Roman „ma dryng”. Jako wieloletni pracownik bojszowskiej Rolniczej Spółdzielni Produkcyjnej, który przeszedł wszystkie szczeble, od „fizycznego”, do wiceprezesa, potrafi niemal wszystko. I jeździć traktorem, obsłuży też każdą maszynę rolniczą. Bez problemu. Pracy na roli też się nie boi, bo wcześniej latami pracował „z łopatą” przy drenarce, regulacji Gostyni, budowie mostku na Woli. I kopalni, na dole też był, przez dwa i pół roku. No i był jeszcze urzędnikiem na bojszowskiej gminie przez ostatnie dwie dekady.

„W dość ruchliwym, a jednak pechowym miejscu zlokalizowany jest kiosk >Ruchu< w Bojszowach. Co jakiś czas jest obiektem włamań. Właśnie w maju amatorzy łatwego pieniądza w odstępie dwutygodniowym dwukrotnie go splądrowali, zabierając przede wszystkim bilety autobusowe, papierosy, mydła i proszki, kosmetyki, zabawki i przybory do pisania. Może to nie majątek, ale zawsze czyn spotykający się z powszechnym potępieniem.”

[Kronika Gminy Bojszowy, tom I, 1992 rok, s.226]

- Która z kronik powstaje szybciej? – pytam. Horst zastanawia się. – Najwięcej materiału mam do kroniki powiatowej, bo wiadomo, że to więcej gmin, więcej informacji prasowych. Więc i szybciej zapełniam poszczególne tomy. Tom kroniki Bojszów wystarcza mi na zapisanie informacji z siedmiu miesięcy, tom kroniki powiatu wystarcza na pięć. Dlatego tomów kroniki powiatu przybywa szybciej, jest ich już 29, a prowadzę ją od 1999 r. Natomiast teraz zaczynam 39. tom kroniki bojszowskiej, choć prowadzę ją dłużej, bo od 1992 r. Ostatni, skończony 38. tom gminnej kroniki zawierał materiał z przeciągu roku – od sierpnia 2011 do sierpnia 2012. Ponieważ Horst jest skrupulatny, ma wszystko niemal przeliczone, dowiaduję się, że miesięcznie średnio zapisuje 8-10 kartek kroniki gminnej, powiatowej – 17-20. Tak więc kwestią czasu jest, nieodległej przyszłości, że kiedyś powiatowa seria jego kronik przegoni liczebnością tomów tą gminną. Na razie góruje ta pierwsza. No, chyba, że przestanie pisać! Ale od tego Panie Boże uchowaj Bojszowy…

„Niebezpieczeństwo znów zawisło nad Jedliną. NIEDOSZŁY POTOP. 23-26 czerwca 1999 r. Nasyp kolejowy to, niestety, nie szczelny i solidny wał przeciwpowodziowy! Ale dobrze, że istnieje, bo Jedliny już by chyba nie było!”

[Kronika Gminy Bojszowy, tom XX, 1999 rok, s.73]

Ale do bojszowskiej kroniki wchodzi również seria sześciu „Fotokronik Gminy Bojszowy”, w której dominują „same zdjęcia”. Ich pan Roman nikomu nie powierza od czasu, kiedy kilka tomów mu zaginęło, gdy pewna firma robiąca dokumentację je pożyczyła... Ocalały dwa ostatnie tomiska, piąty i szósty, z lat 1999-2001 i 2001-2003. A w nich zaklęta jest historia części bliskiej mu Jedliny, a konkretnie pałacu, który stał vis a vis obecnego kościoła. Stał, teraz nie pozostało po nim śladu. Natomiast w Horstowej kronice pałac dalej stoi, istnieje, choć trudno powiedzieć, by się miał dobrze. Jest ruiną – przynajmniej, powiedzielibyśmy paradoksalnie. Ruiną po pożarze – oglądamy zdjęcia dwustuletniego dworku, którego degradację, unicestwienie przyśpieszył tajemniczy pożar z 19 października 2001. Jeszcze wtedy to jako tako wyglądało, uzupełnia Horst. Aktualnie po tym zabytku nie ma żadnego śladu – a te zdjęcia są świadectwem, dokumentem, krzyczą... Dla każdego jedlinioka, tym bardziej pana Romana tak wyczulonego na sprawy miejscowej historii, jest to zbrodnia, zbrodnia nieposzanowania własnej ziemi, jej spuścizny i grzech zaniechania, bo zrobiono mało, albo za mało [trudno powiedzieć, czy wcale], by pałac ocalić. Choć był pomysł, by pałac odtworzyć na efektownej zasłonie, kotarze, która miała zasunąć scenę amfiteatru w jedlińskim parku, niestety, nie doczekał się realizacji. Zbyt wiele obietnic, zbyt wiele mrzonek, podsumowuje pan Roman.

Bojszowy to oaza śląskiej kultury, tradycji, cywilizacji. Bojszowioki zawsze były dumne z postępu cywilizacyjnego. To pierwsza śląska gmina w całości skanalizowana, czysta, schludna, zadbana. Pytam więc człowieka, który śledzi jej rozwój, opisuje ją na kartach kroniki, których jest już jak łatwo policzyć 3.800, jakie są Bojszowy, jak je ocenia z perspektywy tych lat? Pewno chciało by się więcej, wzdycha. Jest lepiej, dużo lepiej jak na początku, kiedy gmina startowała ledwie z milionowym budżetem, teraz jest budżet kilkunastomilionowy. Większe są możliwości, naprawdę, Unia w tym pomaga, ale też mniej się teraz chce, władzy i ludziom. Nikt nie chce sobie sprawiać za dużo problemów. Ale tak chyba jest w całym kraju. I radny mógłby się bardziej starać. Pan Roman pamięta, ile to musiał się nachodzić, by zorganizować żniwne, by koronę baby zrobiły [wino trzeba było postawić z diety], program wymyśleć. A Rajd Utopców, kiedy ich król Paterpless wypływał iluminowaną łodzią na bezkresne wody Pszczynki? A przegląd kolędowy? Toć to ja go wymyśliłem, ganiałem za nim, co roku w innej strażnicy był organizowany – mówi. A teraz o nim pisze, o dwudziestym którymś z kolei, na który zjeżdżają się zespoły z całej ziemi pszczyńskiej, a i z Małopolski też…

Mógłbyś zaś zostać radnym, podpowiadają miejscowi Horstowi, więcej by się może zrobiło dla Jedliny. A on macha na to ręką, za stary jestem, powtarza, cieszę że zdrowie jakieś mam. I po co zaś się z ludźmi użerać? Poza tym jeszcze by powiedzieli, że stary, do władzy się pcha, zamiast młodych puścić. – Smola to, panie Grzegorzu – powtarza ze śmiechem.

Jego dzieło życia, i pasja, to kroniki. I im pozostanie wierny – do końca.

„Pan władza z >komórkowcem< przebywa z reguły w terenie. I oto chodzi. Zło samo na posterunek nie przyjdzie” – o pierwszym po czterech latach dzielnicowym.

[Kronika Gminy Bojszowy, tom XX, 1999 rok, s.19]

„Te konie do dyszla się nie nadają” – o majowych zawodach jeździeckich w klubie „Grof”.

[Kronika Gminy Bojszowy, tom XX, 1999 rok, s.25]

Wertujemy kroniki. Bogactwo ludzi, zdarzeń – przeszłych, które się już nie wrócą. Bo do tej samej rzeki dwa razy wejść nie można, głosi przysłowie. A jednak historykowi – na przekór – się to udaje. Udaje się odtworzyć czas przeszły – brzmi to magicznie – właśnie dzięki takim źródłom historycznym, jak bojszowska kronika. I dzięki takim ludziom z pasją, jak pan Roman Horst.

- Jest pan pewno wzorem dla innych? – pytam.

Horst: – Obawiam się, że mój przykład mógłby zniechęcić, bo jeśli ktoś zobaczy ile to pracy kosztuje, ile czasu i pasji trzeba w to włożyć, powie „dajmy sobie lepiej z tym spokój”.

- Czyli nikt się nie konsultuje z bojszowskim kronikarzem?

Horst: - Chyba nie ma takiej potrzeby. Każdy robi to, jak czuje, po swojemu, bo takiej kronice jest trochę własnej cząstki. Choć unikam „mędrkowania”, prawienia kazań.

- Nikt się nie pytał, jak się coś takiego prowadzi?

Horst: - Przypominam sobie, że dawniej rozmawiałem na ten temat z nieżyjącym już naczelnikiem OSP, Czyrwikiem, z Woli. Taka luźna rozmowa, na ulicy. A teraz ostatnio dzwonił do mnie naczelnik OSP z Międzyrzecza, Antoni Kumor, który zauważył moje dzieło w Internecie. „Tyś tela napisoł!” – zdziwił się i zaprosił mnie do siebie. Pewnie trzeba będzie tam pojechać…

- Jak trzeba dobrze prowadzić kronikę? Przecież to powinność parafii, szkół, organizacji, samorządów… Ale i tak musi się trafić jeden taki wariat, który to wszystko poprowadzi, dopilnuje. Wariat, który to chce to robić.

Horst: - Dobrze pan to ujął, i ja się broń Boże nie obrażam. I wiem jedno, żal by było to wszystko położyć. Tłumaczę też nieraz naokoło, że to się z niczego nie bierze. Tu jest moja praca i czas. W tych tomiskach. Czuję, że chcieliby, aby to robić za darmo. Ale tego się tak nie da!

- A czy ktoś je ogląda?

Horst: - Szczerze, nie wiem. Te gminne tomiska leżą sobie w Izbie Tradycji w naszej gminie, i czy je komuś pokazują? Nie wiem. Natomiast strażackie tomy przynoszę na nasze imprezy, spotkania opłatkowe. Wtedy jest okazja i każdy może się wpisać, przejrzeć.

- I?

Horst: - Nie zawsze się wpisują, jak ktoś znaczniejszy przyjedzie, to tak. Ostatnio była u nas delegacja czeskich strażaków, o tu są ich wpisy [pokazuje].

W strażackiej kronice znajdujemy wpis księdza kardynała Stanisława Dziwisza, metropolity krakowskiego, do którego dotarła 14 kwietnia 2012 r. delegacja bojszowskich strażaków z kroniką i obrazem kościoła św. Klemensa na Klimoncie. Zresztą niesamowitych smaków, smaczków jest tu więcej. Pewno gdyby wystawić na widok publiczny wszystkie te tomiska, ludzie mieliby uciechę i wspominanie, tak siąść przy kawie i powspominać. Toż to już szmat czasu, kiedy wszystko było takie nowe, wolne, świeże, a ludzie serdeczni. Kiedy była solidarność, nie tylko na sztandarach, ale w sercach. O tym też Horst pisze… I zaraz, przecież jest w Internecie…

…sbc.org.pl

Wystarczy wstukać. I dodać – Kronika Gminy Bojszowy.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Instahistorie z VIKI GABOR

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pszczyna.naszemiasto.pl Nasze Miasto