Dziennik Zachodni: Pierwsze, co zapamiętałem z dzieciństwa....
Wojciech Barczyński:... kiedy mama zaprowadziła mnie, grzeczne i prawdomówne dziecko, do szkoły muzycznej. Zapytano mnie czy chcę grać na skrzypcach. Odpowiedziałem: ja nie, ale mama chce.
DZ: W przedszkolu chciałem być...
WB:... strażakiem. Tak przynajmniej utrzymuje rodzina. Ale nie jestem przekonany, czy to nie legenda powstała pod wpływem książeczki "Jak Wojtek został strażakiem". Później na pewno chciałem być piłkarzem, ale połączenie treningów z kolegami i codziennych wprawek na skrzypcach nie było łatwe. Kiedyś wpadłem na genialny pomysł i nagrałem półgodzinne ćwiczenie na kasetę. Potem zamykałem się w pokoju, puszczałem magnetofon i uciekałem przez okno na boisko. W niedługim czasie fortel się niestety wydał. Przygoda ta trochę przeczy temu, że byłem grzecznym dzieckiem, ale pomysłowość przecież też się w życiu liczy.
DZ: Czasy szkolne wspominam...
WB:... trochę jak walkę. W podstawówce do południa miałem zajęcia w normalnej szkole, po południu w muzycznej. Moi rówieśnicy w tym czasie mogli robić co chcieli. Zazdrościłem tej wolności, a sobie współczułem. Nie ukrywam, że bywało mi źle. Ale potem przyzwyczaiłem się do tego trybu życia i muzyka zaczęła mnie coraz bardziej wciągać. Kiedy więc przyszło wybierać szkołę średnią, wiedziałem już, że chcę być muzykiem. Dlatego poszedłem do liceum im. Karola Szymanowskiego w Katowicach. Już nie "mama chciała"... Atmosfera tej szkoły była rewelacyjna, warto więc było wcześnie wstawać, żeby się tam znaleźć. Wyjeżdżałem z Tychów przed siódmą, bo zajęcia zaczynały się o 7.30, a wracałem często po 22. Nie opuściłem chyba żadnego koncertu w filharmonii, WOSPR-ze czy w akademii, w której mieściła się nasza szkoła.
DZ: Pierwsza miłość...
WB:... proszę o następne pytanie. A mówiąc przewrotnie: pierwsza - piłka nożna, druga - muzyka.
DZ: Po maturze postanowiłem...
WB:... pójść na studia. Żadnych wątpliwości, żadnych problemów z wyborem. Byłem zdecydowany na tę akademię i na tego samego pedagoga - Tomasza Miczkę - którego miałem w liceum. Grałem już wtedy na oboju. Jedyną rozterką było to, czy ma to być instrumentalistyka, czy dyrygentura, która też już mnie pociągała. Pod okiem profesor Felicji Bieganek zdobyłem podstawy dyrygowania i prowadziłem małą orkiestrę szkolną. Po skończeniu jednych studiów, podjąłem drugie - z dyrygentury u profesora Karola Stryji. Do mojego prawdziwego debiutu z batutą doszło w orkiestrze Teatru Rozrywki w Chorzowie. Kiedyś dyrygent zapomniał o przedstawieniu i poproszono mnie o zastępstwo. Wstałem zza pulpitu i zadyrygowałem przedstawienie. Bernstein miał podobnie (śmiech)...
DZ: Moja ulubiona lektura...
WB:... kiedyś czytałem bardzo dużo i wszystko, oprócz "Ani z Zielonego Wzgórza", bo nie była wtedy lekturą, a teraz wiem, że jest. Większość wakacji przesiedziałem z książkami. Teraz jeśli mam czas, czytam coś z historii muzyki lub muzykologii, czasem też coś sensacyjnego, przygodowego.
DZ: Uważam, że mężczyzna...
WB:... powinien mieć syna, zbudować dom i posadzić drzewo. Synów mam trzech, drzew troszeczkę posadziłem, a dom mam stary i muszę go remontować. Ale z przyjemnością bym jeszcze wybudował, gdyby sytuacja finansowa na to pozwoliła.
DZ: Nigdy nie zapominam...
WB:... terminów. Rzadko nawet używam kalendarza do zapisywania koncertów. Mam tak wyrobioną pamięć do dat, że nawet z rocznym wyprzedzeniem powiem jaki to będzie dzień.
DZ: Gdybym był politykiem...
WB:... myślę, że byłbym dobry, bo uważa się, że mam dość dobrze rozwinięte zdolności mediacyjne.
Wojciech Barczyński (40 l.), absolwent Akademii Muzycznej w Katowicach, dubeltowy magister sztuki. Ma dyplom z gry na oboju (1990 r.) oraz teorii muzyki, kompozycji i dyrygentury (1996). Współpracę z orkiestrami zaczął na I roku studiów. Grał w WOSPR, Capelli Cracoviensis, orkiestrach filharmonii częstochowskiej, rzeszowskiej, Śląskiej Orkiestrze Kameralnej. W Teatrze Rozrywki w Chorzowie dyrygował przedstawienia: "Evita", "Kabaret", Jesus Christus Superstar", "Skrzypek na dachu". Etatowy oboista orkiestry Filharmonii Zabrzańskiej (od 1993 r.). Pedagog, kompozytor, aranżer. Tyszanin, sentymentalnie związany z Pszczyną. Stworzył Piccolę Orchestrę (obecnie Musici de Silesia) występującą ósmy sezon pod auspicjami Pszczyńskiego Centrum Kultury. Współtwórca (z dyr. Ewą Spyrą) i kierownik artystyczny Pszczyńskich Koncertów Plenerowych. Żona Małgorzata jest śpiewaczką w Zespole Miasta Katowice "Camerata Silesia". Synowie: Michał (16 l.), Tomasz (15 l.), Beniamin (12 l.). Hobby: muzyka.
Zmarł Jan Ptaszyn Wróblewski
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?