MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Rozmowa z Józefem Kłykiem, twórcą śląskich westernów

Rozmawiała: Sylwia Plucińska
Józef Kłyk na pokazie jednego ze swoich filmów w katowickim Rialcie.
Józef Kłyk na pokazie jednego ze swoich filmów w katowickim Rialcie.
DZ: Pierwsze, co zapamiętałem z dzieciństwa... Józef Kłyk:... bojszowską karczmę, która przed wojną należała do pana Piekorza. Po wojnie przejęła ją Gminna Spółdzielnia, ale na szczęście strychu nikt nie ruszył.

DZ: Pierwsze, co zapamiętałem z dzieciństwa...

Józef Kłyk:... bojszowską karczmę, która przed wojną należała do pana Piekorza. Po wojnie przejęła ją Gminna Spółdzielnia, ale na szczęście strychu nikt nie ruszył. Było to zaczarowane miejsce, pełne strasznie ciekawych rzeczy: patefonów, starych aparatów fotograficznych, strojów, książek oprawianych w skórę i roczników "Filmweltów", które otworzyły przede mną świat filmu. Tam zobaczyłem Hollywood i plan filmowy, poznałem Chaplina i jego "Gorączkę złota". Mając parę lat wystąpiłem jako Chaplin na scenie teatralnej w Bojszowach.

DZ: W przedszkolu chciałem być...

JK: Nie chodziłem do przedszkola, bo go jeszcze wtedy w mojej wsi nie było. Za to nie brakowało krów, kóz i baranów do pasienia. Byliśmy takimi małymi kowbojami, bo krowy były dość agresywne, często się bodły. Żeby poskromić ich temperament, przypinano im do nóg okute kłody. Z takim ciężarem już nie mogły nam uciec. Ale rodeo czasami i tak było niezłe, żeśmy z płaczem do domu przylatywali. Czy zastanawiałem się kim chcę być? Nie pamiętam. Ale od bajtla byłem zapatrzony w ekran, gdzie istniał inny świat niż ten, który mnie otaczał.

DZ: Czasy szkolne wspominam jako...

JK:... okres przymusu i krępowania mojej wolności. W pierwszej klasie po inauguracji roku szkolnego uciekłem i przez tydzień zamiast do szkoły, chodziłem do kamieniołomu. Nie chciałem się podporządkować szkolnej dyscyplinie. Ktoś, kto mi wytyczał kierunki, coś mi nakazywał, był zły. A za każdy sprzeciw dostawało się na łapę albo po pysku. Kiedy mieliśmy tańczyć krakowiaka i zaprotestowałem, że nie będę, bo "my nie som krakowioki", najpierw oberwałem, a potem tak jak stałem uciekłem z przedstawienia. I znowu schowałem się w kamieniołomach, gdzie tata szybko mnie znalazł, bo pawie pióro od czapki wystawało ponad moją kryjówkę.

DZ: Pierwsza miłość...

JK: Nie byłem kochliwy. Do tego stopnia nie interesowały mnie "te sprawy", że zaniepokojona mama kiedyś stwierdziła: "Twoi koledzy już <

> chodzą po wsi (czyli pod rękę z dziewczynami - przyp. S. P.), a ty?" A ja z łukiem latałem i filmy kręciłem. Dziewczyny pojawiały się na planie, ale jako aktorki. Magia kina działała na nas bardziej niż hormony. Jedna z dziewczyn kilka dni przed weselem przyszła jeszcze zagrać. Byliśmy filmową parą. Razem odjeżdżaliśmy na koniu o zachodzie słońca donikąd. I wtedy pojawił się jej przyszły mąż na motorze z okrzykiem: "Złazisz z tego konia, kołocze trzeba rozwozić!" I czar prysł, ale ślub się odbył i małżeństwo trwa do dziś. A ja swoją przyszłą żonę poznałem oczywiście w kinie, gdzie pracowałem jako operator. Jedna z bileterek miała córkę, która przychodziła na filmy, i tak się zaczęło.

DZ: Po maturze postanowiłem...

JK:... jako buntownika, nie dopuszczono mnie do matury. Zrobiłem kurs operatora i oglądając filmy poznawałem jak się je robi. Potem skosiło mnie wojsko. Służyłem w saperach w Łodzi i tam zagrałem w "Hubalu", ponieważ wszystkich nas Ślązaków "wsadzili do Werhmahtu". Dodatkowo robiliśmy efekty wybuchowe dla tego filmu. Nabyta wtedy wiedza i umiejętności przydają mi się i dzisiaj w moich filmach.

DZ: Moja ulubiona lektura...

JK:... książki westernowe, Karol May, którego czytałem od dziecka. Potem doszły książki historyczne, wojenne i "Tygrysy" - była kiedyś taka seria sensacyjna.

DZ: Uważam, że mężczyzna...

JK:... powinien być twardzielem. W życiu bywają różne sytuacje, ale nie wolno się poddawać ani płakać. Trzeba iść do przodu.

DZ: Nigdy nie zapominam o...

JK:... o szczegółach i drobiazgach. Robiąc film muszę pamiętać nawet o guziku, igle czy drucie. Wszystko składa się z detali.

DZ: Gdybym był politykiem...

JK:... byłbym dyktatorem.



Józef Kłyk



57 lat, budowlaniec, kinooperator, twórca filmów dokumentalnych i tzw. śląskich westernów, do których nawet sam szyje kostiumy i wykonuje rekwizyty. Mieszka w Pszczynie.

W latach 60. wyświetlał filmy w kinie objazdowym na terenie całego powiatu pszczyńskiego. W 1968 roku poczuł na plecach rosyjskiego kałasznikowa, gdy radzieckie wojsko jadące tłumić powstanie w Czechosłowacji kazało przerwać projekcję filmu w nadgranicznym Pniówku. Kiedy zamierzał zbudować dom, poszedł do pracy do FSM w Tychach, gdzie lepiej płacono za noce, niedziele i święta. Tam czyścił kabiny samochodów przed lakierowaniem. Dorobił się domu i astmy od wdychania oparów rozpuszczalników. Od 1989 roku jest na rencie. Nakręcił ponad 100 filmów, pierwszy o Chaplinie w 1967 roku. Najbardziej znany z nich "Człowiek znikąd" (pierwszy nakręcony na taśmie 16 mm film Kłyka), został nagrodzony przez Śląskie Towarzystwo Filmowe, a na festiwalu w Gdańsku w 1984 roku otrzymał Nagrodę Dziennikarzy. Był grany w kinach studyjnych, jego kopia znajduje się ponoć w Muzeum Westernu w Los Angeles.

Żona Barbara, syn Michał - studiuje nauki ekonomiczne w Warszawie.

Zainteresowania: film, film, film.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Zofia Zborowska i Andrzej Wrona znów zostali rodzicami

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pszczyna.naszemiasto.pl Nasze Miasto