MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Pali się, pali się!

Sylwia Plucińska
Jedni strażacy gasili od środka, drudzy musieli wyjechać z wężami na dach przy pomocy podnośnika. Fot. Arkadiusz Ławrywianiec
Jedni strażacy gasili od środka, drudzy musieli wyjechać z wężami na dach przy pomocy podnośnika. Fot. Arkadiusz Ławrywianiec
W nocy z niedzieli na poniedziałek w Muzeum Zamkowym odezwała się sygnalizacja alarmowa. Jedna z czujek systemu monitorującego pałac od piwnic aż po dach zarejestrowała dym na strychu.

W nocy z niedzieli na poniedziałek w Muzeum Zamkowym odezwała się sygnalizacja alarmowa.
Jedna z czujek systemu monitorującego pałac od piwnic aż po dach zarejestrowała dym na strychu. Pracownik ochrony zadzwonił po straż i pobiegł otworzyć bramy. Za moment ulicami Pszczyny gnały na sygnale dwa samochody gaśnicze Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej. Jeden zajechał na dziedziniec drugi ustawił się w parku koło lwów. Strażacy rzucili się do montowania linii gaśniczej. Ciemną klatką schodową, w aparatach powietrznych na twarzach ciągnęli węże aż na strych. Pożar zlokalizowali w samym rogu pomieszczenia gospodarczego.

Woda w górę

Podczas gdy pierwszy zastęp pompował pianę, na tarasie, na wielkich stalowych łapach spoczęło auto z podnośnikiem hydraulicznym z Żor, bo pszczyńska jednostka nie ma tego urządzenia. Obsługa gaśniczego renaulta równie szybko pospinała kilkanaście odcinków węża, dwóch strażaków wskoczyło do kosza podnośnika i poszybowali w pobliże okienka na strychu. Mocny strumień wody spadł na dach.
– Tylko nie lejcie za mocno, bo dach w tamtym miejscu może przeciekać – mówił do zastępcy komendanta powiatowego straży Ireneusza Smolarka dyrektor muzeum Maciej Kluss. Obaj przyglądali się z tarasu poczynaniom ratowników. Całkiem spokojnie, bo pożaru tak naprawdę nie było.

Alarm na niby

Alarm z pałacu wezwał strażaków do ćwiczeń. A wszystko zaczęło się przed godziną 9. rano. Noc zrobiono w zamku zamykając drewniane okiennice w wielkich oknach klatki schodowej.
– Celem tych ćwiczeń było przygotowanie obiektu do działań ratowniczych, sprawdzenie czy służba dozorująca potrafi się odpowiednio zachować na wypadek pożaru. Sprawdzamy drożność dróg dojazdowych, jesteśmy tutaj i po to, by przypomnieć sobie układ zamkowych pomieszczeń – powiedział nam aspirant Jacek Jonkisz z prewencji KPPSP.
W nieskazitelnie czystym i suchym mundurze dowódczo-sztabowym fotografował całą akcję. Pot z czoła ocierał za to co chwila brygadier Benedykt Pająk. Dowódca pszczyńskiej jednostki ratowniczo-gaśniczej przejął dowodzenie całością po tym, jak asp. Tomasz Londzin i kpt. Marek Ryłko – dowódcy odcinków – rozpoznali sytuację ze swoimi ludźmi i rozpoczęli działania. Kilka razy biegał po zamkowych piętrach na strych i z powrotem.

Spisali się

– Ludzie spisali się bardzo dobrze. W dobrym czasie, bo w pięć minut nasze wozy dotarły z komendy pod zamek. A to dzięki temu, że mogliśmy jeszcze przejechać przez wiadukt w ulicy Bielskiej – mówi Pająk.
Po 26 lipca, gdy zacznie obowiązywać zakaz przejazdu tamtędy samochodów powyżej 3 ton, strażacy będą mogli się przedostać na drugą stronę miasta już tylko przez przejazdy kolejowe. Jeśli trafią na zamknięte rogatki, czas dotarcia do miejsca pożaru może się dość znacznie wydłużyć.
Lepszy podnośnik
Wtorkowe i środowe manewry na zamku nie miały już takiego tempa i dramaturgii. Kolejne zmiany strażaków zapoznawały się z budynkiem, sprawdzano również przydatność drabiny mechanicznej do akcji z zewnątrz.
– Jednak podnośnik okazał tu swoją wyższość, bo można nim najechać niemal w dowolne miejsce nad dach. Drabina jest sztywna, można ją tylko przystawić do dachu – podsumował testowanie sprzętu brygadier Pająk.

Na lądzie i na wodzie
Strażackie wyszkolenie najlepiej sprawdza się w akcji. Aby podczas tych prawdziwych działań wszystko grało, konieczne są ćwiczenia „na sucho”. Pszczyńska straż odbywa manewry w ważnych obiektach użyteczności publicznej i zakładach. Aranżowane pożary gasi się co roku w Zakładach Mięsnych Kani, w Linde-Gazie, na kopalniach Krupiński i Pniówek, w kablowni w Warszowicach i pawłowickim Autolandzie. We wrześniu strażacy pojawią się w pszczyńskim szpitalu. W czasie wakacji czekają ich także ćwiczenia z ratownictwa wodnego. M. in. w przyszłym tygodniu na zaporze próbować mają separator oleju.

Generał
Wszystkie drzwi w całym zamku otworzyć można jednym kluczem. Nazywają go tu „generałem”. Na co dzień nie jest używany, spoczywa w specjalnym sejfie. W razie pożaru właśnie nim posłużono by się do otwarcia pomieszczeń strażakom.

Maciej Kluss, dyrektor Muzeum Zamkowego w Pszczynie:
Pszczyna w swojej historii przeżyła dwa pożary, które zniszczyły miasto. W zamku do pożaru doszło w XVIII wieku, zapaliło się w kuchni. Wiadomości o tym pożarze są bardzo enigmatyczne. Nie wiadomo co było przyczyną i czy tak naprawdę zamek ucierpiał. Po tym pożarze jednak książę Anhalt zadecydował o jego rozbudowie. We wnętrzach mamy sporo drewna i tkanin, narażona na niebezpieczeństwo pożaru jest także więźba dachowa. Stąd te ćwiczenia, które będą powtarzane co roku. Rok temu w styczniu mieliśmy kilka takich akcji wcale nie sfingowanych. Wadliwie działał przeciwpożarowy system alarmowy i czujki fałszywie sygnalizowały zadymienie pomieszczeń. Straż przyjeżdżała w nocy kilka razy, a ja z nimi. I to akurat włączały się czujki na strychu. Teraz wszystko jest w porządku. Mamy jeden z najlepszych systemów zabezpieczających na świecie. W każdym pomieszczeniu jest czujka i to zarówno taka, która reaguje na zmianę temperatury otoczenia czy pojawienie się dymu, jak i laserowa.

od 7 lat
Wideo

Zamach na Roberta Fico. Stan premiera Słowacji jest poważny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pszczyna.naszemiasto.pl Nasze Miasto