- Szukaliśmy oszczędności, a przesyłki i listy doręczane tradycyjnie pocztą to spory wydatek - wyjaśnia Norbert Rózga, dyrektor MOPS-u.
Kalkulacja okazała się prosta. W ubiegłym roku MOPS wysłał do mieszkańców ponad 160 tysięcy listów, co kosztowało prawie 244 tysiące złotych. Przy tej samej liczbie korespondencji zabrzańska firma życzy sobie 135 tys. zł.
- Oczywiście nie rezygnujemy całkowicie z usług Poczty Polskiej. Za je pośrednictwem wysyłać będziemy listy do adresatów spoza Rudy Śląskiej. To w skali roku koszt około 40 tys. zł, ale uwzględniając te wydatki, na całej korespondencji dużo zaoszczędzimy - mówi Rózga.
Zabrzańska firma zatrudniła na umowę zlecenie 11 osób. To mieszkańcy naszego miasta, a nawet dzielnic, w których będą roznosić listy.
- Zależało nam na tym, żeby nasi kurierzy dobrze znali teren i nie tracili czasu na szukanie adresatów. Są to solidne i młode osoby. Spoczywa na nich spora odpowiedzialność - podkreśla Stanisław Sowulewski, właściciel firmy "Stan", świadczącej usługi pocztowe dla MOPS-u.
Codziennie rano Grzegorz Wojtaszek, koordynator pracy gońców, odbiera korespondencję z kancelarii ogólnej MOPS. Następnie przydziela ją kurierom. W poniedziałki, środy i piątki zabierają oni nowe listy i rozliczają się z rozniesionej wcześniej korespondencji. Zadaniem pana Grzegorza będzie też ustalanie ewentualnych zastępstw w razie choroby czy wolnego któregoś z gońców.
- Na razie to początki, ale szybko wypracujemy sprawny system działania - zapewnia Wojtaszek. - Jestem rencistą, w domu nie mogłem bez pracy wysiedzieć - dodaje.
Przy segregacji listów pomaga mu córka, Aleksandra. Zaocznie studiuje na Akademii Wychowania Fizycznego, a w tygodniu pracuje jako goniec. - Układam listy ulicami i planuję trasę. Kiedy ludzie mnie pytają, dlaczego to nie listonosz doręcza listy z MOPS-u, tłumaczę, że są zmiany. Mieszkańcy są raczej zadowoleni, bo my dostarczamy listy zwykle już w dniu ich nadania, a przecież wiadomo, że na decyzje z MOPS-u czekają z niecierpliwością - mówi pani Ola i przyznaje, że teraz bardziej docenia pracę listonoszy. - W złą pogodę nie jest łatwo, a w każdą - bolą nogi - dodaje.
To jak długie dniówki ma goniec firmy, w dużej mierze zależy od samego kuriera.
- Mam dzieci w wieku szkolnym i nie odpowiada mi siedzenie 8 godzin w jednym miejscu. Tu mogę roznieść cześć korespondencji, kiedy dzieci są w szkole, a mąż w pracy. Wracam, gdy rodzina przychodzi do domu, a później znów mogę trochę pobiegać z listami - twierdzi Ewa Hlubek z Wirku.
Zwykle do rozniesienia kurierzy mają 40-50 listów. Oczywiście czasem trzeba dwa, a nawet trzy razy pokonać tę samą drogę, żeby zastać adresata w domu, gdyż większość pism wymaga potwierdzenia odbioru. Jeśli adresata dłużej nie można zastać pod wskazanym adresem, goniec zostawia informację w drzwiach, a list wraca do MOPS-u. Taka przesyłka wędruje na pocztę.
Praca gońców już od 9 lat dobrze sprawdza się w Urzędzie Miasta. Magistrat zatrudnia obecnie 17 gońców. "Starzy" doręczyciele znają już skróty i rozkłady jazdy autobusów na pamięć.
- Przez te lata tylko dwie osoby okazały się niegodne zaufania i zostały zwolnione - informuje Krzysztof Chromy, sekretarz miasta. - Pozostali się sprawdzili, niektórzy pracują teraz na innych stanowiskach w urzędzie.
Jak przygotować się do rozmowy o pracę?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?