Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kobiór: Zielona monokultura

Sylwia Plucińska
Korzystając z dobrej pogody Franciszek Schmidt zaczął przygotowania pasieki do zimowli. Ambrozja do dokarmiania pszczół już kupiona, lada dzień wiaderka z tym smakołykiem staną na ulach, skąd owady pobierają ją przez specjalne wieczko.
Korzystając z dobrej pogody Franciszek Schmidt zaczął przygotowania pasieki do zimowli. Ambrozja do dokarmiania pszczół już kupiona, lada dzień wiaderka z tym smakołykiem staną na ulach, skąd owady pobierają ją przez specjalne wieczko.
Pochodzenie nazwy Kobióra niektórzy wywodzą od "kobierca". A jaki to mógł być kobierzec? Oczywiście, łąki pełne kwiatów. Położona wśród lasów osada na pewno wiosną i latem rozkwitała ogniszką, bławatkami, makami, ...

Pochodzenie nazwy Kobióra niektórzy wywodzą od "kobierca". A jaki to mógł być kobierzec? Oczywiście, łąki pełne kwiatów. Położona wśród lasów osada na pewno wiosną i latem rozkwitała ogniszką, bławatkami, makami, mniszkiem, dziewanną na miedzach i całą gamą roślin, których nikt nie tępił środkami chemicznymi. Przyroda była bogata i kolorowa. W ogródkach uprawiało się dużą ilość kwiatów i warzyw, które też wyrastały i zakwitały. Pszczoły miały tu istny raj. W tej chwili łąki to zielona monokultura, w ogrodach krótko strzyżone trawniki i pszczoły są głodne - mówi Franciszek Szmidt, prezes tutejszego Koła Pszczelarzy.

Pszczelarstwem zainteresował się dzięki teściowi. Nieżyjący już Jan Figołuszka był chłopo-robotnikiem. Prowadził niewielkie gospodarstwo, pracując jednocześnie w hucie cynku w Chorzowie. Pszczoły były jego oczkiem w głowie. Miał 30 rodzin, podwójne ule, pawilon pasieczny. Dom otaczał duży sad. Za płotem ciągnęły się pola i owe kolorowe łąki.

- Będąc za pomagiera u teścia zostałem kiedyś sam i musiałem odebrać rój. Tak niefortunnie się zdarzyło, że cały wylądował mi na głowie. Kiedy się już z niego wyzwoliłem, żona wyjęła mi z głowy 43 żądła. Można sobie wyobrazić jak wyglądałem. Ale jakoś się obstałem - śmieje się pan Franciszek.

To był jego pszczelarski chrzest. Tym ważniejszy, że w latach 60. odmiany pszczół, jakie się u nas hodowało, były złośliwe, inne od obecnych. Nie darowały człowiekowi nawet w nocy. Mając wkoło "pastwiska" pełne nektaru i lasy z bogatym poszyciem nie potrzebowały pszczelarza. Jak mówi pan Franciszek, każdy głupi mógł nim być.

Dziś jest inaczej. Także z powodu warrozy, która atakuje pszczoły, ale i eliminuje złych pszczelarzy. Kobiórskie koło liczy 10 hodowców. Skurczyło się, bo pszczelarstwo jako hobby staje się coraz droższe, a do kosztów całego sprzętu pasiecznego, opieki weterynaryjnej, dokarmiania pszczół doszła w ostatnich latach jeszcze konieczność wywożenia uli w miejsca, gdzie owady mają, co zbierać. Pan Franciszek dla części swoich rodzin znalazł gospodarstwo z dorodnymi lipami w Goczałkowicach. Razem z kolegami z koła ratowali się też mizerowskim rzepakiem.

Ten rok - zdaniem tutejszych hodowców - nie był zły, ale nie ma się też czym specjalnie chwalić. Średnia wydajność z kobiórskiego ula wyniesie - jak szacuje prezes - 15 kilogramów miodu (podczas gdy jego znajomy spod Tarnowskich Gór mówi o 23 kg.) W Kobiórze nie dość, że jest pożytków mniej niż gdzie indziej, to jeszcze omijały go deszcze. Tegoroczna susza doprowadziła m.in. do zaschnięcia lip w fazie pełnego kwitnienia.

- Ale w tym sezonie zaczęliśmy też coś działać na rzecz wzbogacenia stołu naszych pszczół. Na dwóch hektarach nieużytków, które udostępnił nam brat kolegi, posialiśmy "królową miodu" - facelię. Roślina ta odpowiednio uprawiana zakwita dwa razy w roku. Pszczoły ją lubią, prawie jak białą koniczynę. U siebie pod lasem obsiałem kawałek ziemi gorczycą. Zamierzam też założyć jeszcze teraz ogródek pszczelarski, który pozwala na obserwowanie co kwitnie, co nektaruje, a także zbiera się z uprawianych tam miododajnych roślin nasiona, które potem można rozsiewać po okolicy - dodaje Schmidt.

Kobiórscy pszczelarze mają nadzieję, że nawet tak drobne działania, ale prowadzone systematycznie, odniosą skutek i wzbogacą tutejsze środowisko. Chętni widzieliby sojuszniczki wśród tutejszych gospodyń, które zamiast egzotycznych roślin, mogą przecież uprawiać w ogródkach miododajne kwiaty i zioła, a na trawnikach pozwolić zakwitnąć mniszkowi, pierwiosnkowi lekarskiemu czy koniczynce.

Pszczelarz w spódnicy

- Pszczelarstwo nie zależy od płci. Do tego zajęcia trzeba po prostu mieć charakter. Jeśli się go ma, nieważne czy po pasiece chodzi kobieta, czy mężczyzna. U nas akurat jest tak, że mąż ma swoje gołębie, a ja swoje pszczoły - mówi Grażyna Kois, członkini kobiórskiego koła.

Pszczoły zostawiła sobie na jesień życia. Zajmuje się nimi od 15 lat. Nic dziwnego, że kiedy odchodziła ze szkoły na nauczycielską emeryturę, na nową drogę życia koledzy zafundowali jej topiarkę słoneczną. Od 2004 roku może się pochwalić patentem mistrza pszczelarskiego. Na kobiórskich dożynkach oprócz miodów można było u niej kupić także piękne woskowe świece z motywami pszczelarskimi, które sama wyrabia. Dla niej ten sezon był udany: - Mam i pszczoły, i miód.

od 12 lat
Wideo

echodnia.eu Świętokrzyskie tulipany

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pszczyna.naszemiasto.pl Nasze Miasto