Tuż po wojnie ludzie w Jankowicach byli ubodzy, utrzymywali się głównie z rolnictwa. - Nie mieli pieniędzy, wszystko miało się z własnej hodowli. Wówczas w całym sołectwie było 400 krów i sto koni, obecnie jest ich mniej niż 30.
Prawdziwym rolnikiem mógł się mienić tylko ten, kto posiadał konia na własność - opowiada nam Stanisław Goc, jankowiczanin. Spotkaliśmy się z nim, ponieważ na rynku księgarskim ukazały się "Szkice z dziejów Jankowic", najnowsza publikacja pana Stanisława o jego rodzinnym sołectwie. 78-letni jankowiczanin na 122 stronach opisał historię wsi oraz to, jak się zmieniała na przestrzeni ostatnich 60 lat. Odwiedziliśmy go w jego domu w Jankowicach, aby trochę o sołectwie i swojej książce nam opowiedział.
- Zobaczyłem i przeżyłem kawał historii - mówi.
Najbardziej w pamięć zapadają wspomnienia z początków II wojny światowej, kiedy ulicą Żubrów maszerowały wojska niemieckie, oraz te ukazujące postęp jaki się tutaj dokonał.
Warto wspomnieć o obecnej dyskotece "Grant", która nim stała się współczesną dyskoteką, również pełniła rolę sali tanecznej.
- To jest stara gospoda, a wiążą się z nią dwie tragiczne historie - wspomina Stanisław Goc. - Jej właścicielem przed wojną był August Brandys, którego hitlerowcy rozstrzelali na początku września 1939 roku.
Pod tą gospodą odbył się sąd polowy nad rodziną Gażów z Jankowic. Niemcy rozstrzelali całą rodzinę, ojca, matkę i czwórkę dzieci.
- W niedzielę 3 września podczas przemarszu kolumny niemieckiej przez Jankowice, skądś padł strzał, który zabił niemieckiego oficera. Rozpoczęła się rewizja domów. W piwnicy Gażów Niemcy znaleźli czterech młodych chłopaków, których oskarżyli o wystrzał. Całą rodzinę oraz tych czterech zaprowadzili pod obecny "Grant". Sąd był szybki a wyrok mógł być tylko jeden. - Opowiada pan Stanisław. - Tam też mieli zostać rozstrzelani, ale rodzina poprosiła żołnierzy, że chcą zginąć pod własnym domem, tak też się stało.
Z całej rodziny przeżyła tylko druga czwórka dzieci, których akurat nie było w domu.
To były najczarniejsze incydenty wojny w Jankowicach, później najwięcej prześladowań było w szkole. - Był taki nauczyciel nazywał się Mentler, bił uczniów za język polski, ja dostałem za trzymanie czapki pod ławką zamiast na - wspomina pan Stanisław.
Natomiast wejście Rosjan na zakończenie wojny odbyło się niemal niezauważenie. - Wieczorem kiedy się kładłem spać jeszcze byli Niemcy, kiedy obudziłem się rano, stacjonowali już tu Rosjanie - opowiada pan Stanisław.
- Dzisiaj z rolnictwa utrzymuje się u nas około 10 osób, część dawnych rolników przekwalifikowała się na przetwórstwo - tłumaczy. - Wtedy do sklepu chodziło się tylko po ocet, sól i zapałki, resztę produktów ludzie mieli własnych.
Chleb był wypiekany przez piekarnię Kondzielników, która w tym roku obchodzi 80- lecie istnienia. - Surowe wyrobione ciasto zanosiło się piekarzowi rano do wypieku, a po południu odbierało się gotowy chleb - tłumaczy. - Na śniadanie najczęściej jadło się żur z ziemniakami, chleb ze smalcem, czasem jajecznicę. Obiady to wodzionka, bryja, fasolowa. Na kolację -ziemniaki z boczkiem, chleb z masłem,kwaśne mleko - wymienia.
Dzisiaj wieś liczy 2600 mieszkańców, to o 1200 więcej niż w latach pięćdziesiątych. I dalej sprowadzają się nowi.
Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?