Jak wygląda pamiątka z Pszczyny? Czy miasto, którego włodarze na każdym kroku podkreślają, że turystyka to pierwsza dziedzina gospodarki interesuje się tym, co goście stąd wywożą oprócz wrażeń? Można wątpić.
Targowiskiem pamiątkarskich różności jest park. A dokładnie część najbliższa bramy wejściowej od strony Basztowej. W dzień powszedni stoi tu cztery-pięć kramików. Nie za pięknych. Cienkie metalowe konstrukcje z ladą i daszkami z zielonego plastiku. Ze stojącym po sąsiedzku wucetem i wypożyczalnią rowerów-wózków tworzą odpustową dekorację. Dopełnia jej jeszcze bajecznie kolorowa lokomotywka z wagonikami. Najnowszy bajer dla najmłodszych.
- Kiedy zaczynałem handlować w kwietniu tego roku zaproponowałem miastu, że postawię na swój koszt ładną drewnianą budkę, ale nie dostałem zgody. Mają być stragany - mówi pan Tomek.
Na jego stoisku można kupić patatajkę, ptaszki-klepaki na kółkach, drewniane zabawki, rzeźbione koniki. Wszystko ręczna robota. Dlatego nie mogą być tanie i nieczęsto trafiają się na nie amatorzy. - Najlepiej schodzi towar odpustowy. Różne błyskotki, koraliki, maskotki, magnesy na lodówkę itp.
Nikt nie zwraca uwagi na to, że pod widoczkiem zamku Ludwika Bawarskiego (dość marnej kopii) jest napis Pszczyna. O ten napis chodzi i tę piątkę, za która można go mieć. Panu Tomkowi dobrze schodzą owcze serki. Ma swojego producenta oscypków i korbaczyków w Beskidzie. Pani Mariola, która przyjeżdża tu dość często z Krakowa zawsze kupuje kilka. Ewa Kieczka, pszczynianka mieszkająca w Holandii zagląda na kramik pana Tomka, żeby kupić coś dla znajomych. - Myślałam o czymś ludowym, ale pszczyńskim, żeby zawieźć moim znajomym. I nic takiego nie widzę. Myślę np. o płaskorzeźbie zamku czy jakichś obrazkach. Pszczynę można pokazać w ładny sposób - przekonuje.
Małżeństwo Kielochów handluje pamiątkami w parku od dziesięciu lat. Pierwsi mieli oblaty, jak jeszcze były w kolorowych pudełkach z widokami Pszczyny. Ich kram wygląda jak sklep z 1001 drobiazgów. - A myśli pani, że to wystarczy? Ludzie pytają o takie, rzeczy, że człowiek musiałby tu mieć supersam - mówi pani Krystyna. - Ostatnio jakaś moda się zrobiła na naparstki. Mają być porcelanowe, z napisem "Pszczyna" oczywiście. Magnesów szukaj i przede wszystkich tanich rzeczy. Dlatego Roman Kieloch kupuje chińske termometry żeliwne czy dzwonki z różnymi ozdóbkami i w wolnych chwilach przerabia na pszczyńskie. Najczęściej z żubrem. Żubry, z masy drewnopodobnej, też są made in China. - Za 8 zł można kupić - mówi pan Roman. W Pszczynie nie ma żadnego dostawcy, poza producentem oblatów. Towar Kielochów pochodzi z Białowieży, okolic Poznania, znad morza. "Masz przerąbane" głosi napis na drewnianym mieczu "z Pszczyny". Na innej deseczce dwie owalne kulki na łańcuszku z napisem "Jaja Ślązaka". I jeszcze żabki na gumkach, głowy żubrów wypalane na desce, topór z naklejoną przez Romana podobizną żubra.
Z obrazka patrzy Daisy, a obok łyżka z dziurką dla tych, co się odchudzają. Brać, wybierać...
Pensja minimalna 2024
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?