Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Daisy von Pless. Zasnęła z uśmiechem na twarzy, Dolly włożyła jej do ręki trzy róże

Jolanta Pierończyk
Daisy von Pless - zdjęcia z wystawy "Orzeł czarny, orzeł biały" w Stajniach Książęcych w Pszczynie
Daisy von Pless - zdjęcia z wystawy "Orzeł czarny, orzeł biały" w Stajniach Książęcych w Pszczynie Rep. Jolanta Pierończyk
Daisy von Pless. Zasnęła z uśmiechem na twarzy, Dolly włożyła jej do ręki trzy róże. 29 czerwca 2018 r. minęło dokładnie 75 lat od śmierci księżnej pszczyńskiej. Zmarła dzień po swoich 70. urodzinach

Nauczyciele w mojej szkole chwalili urodę Daisy oraz opiekę nad biednymi i ciężko pracującymi. Matki moich kolegów „z podziwem rozprawiały o naszej Daisy”. Ba, słyszałem o niej nawet od mojej mamy, która jako kilkunastoletnia siostra miłosierdzia podczas I wojny światowej została przedstawiona księżnej będącej wówczas siostrą Czerwonego Krzyża – mówił John Koch, mieszkaniec przedwojennego Wałbrzycha, autor najlepszej, jak dotąd, biografii księżnej Daisy von Pless.
Uroda i dobroć – to cechy które zawsze pojawiają się we wspomnieniach o niej. Dobroć widać w jej pamiętnikach pt. „Taniec na wulkanie”, które pozostawiła i które są cennym źródłem wiedzy o niej samej, rodzinie jej męża i epoce, w jakiej żyła.
„Kiedy po raz pierwszy przyjechałam tu [do Pszczyny] jako młoda mężatka, rodzina żyła kompletnie odizolowana od swych prostych sąsiadów i zdawała się nie mieć świadomości na temat źródeł swojego własnego rozległego bogactwa czy tysięcy górników i innych, którzy męczyli się, by im to zapewnić (…) Tuż po zamążpójściu powiedziano mi, że nie jest po „furstliche”, czyli po książęcemu, abym udawała się pomiędzy naszych poddanych w Książu i Pszczynie”. Ona uważała, że „w złym guście jest obnoszenie się bogactwem i władzą. Robić coś dobrze w sposób cichy i dystyngowany, to całkiem inna sprawa”.

Daisy von Pless. Dobra pani

Robiła, co mogła, żeby pomagać i zawsze cieszyła się, gdy się udało. „Około połowy marca [1905 r.] dostałam miły list od cesarzowej, że sanitarne ulepszenia, o które tak walczyłam, zostaną wprowadzone i że przyznano na ten cel pieniądze. Byłam zachwycona. W moim szczęśliwym angielskim domu (przebywała wtedy z synami, Janem Henrykiem XVII i Aleksandrem) nam morzem w ukochanym Newlands) czułam się dobrze i wygodnie, wiedząc, że ludzie będą mieć czystą wodę i uwolnią się od straszliwych smrodów atakujących ich domy”, pisała w pamiętniku, dodając: „Wreszcie odnalazłam swoją drogę, a to, co niektórzy z moich niemieckich przyjaciół nazywali żelazną konsekwencją, dało dobre rezultaty. Kiedy decyduję się na jakieś działanie, zazwyczaj osiągam sukces. Gdybym była wielkim politykiem, nazwano by to wytrwałością, ale ponieważ jestem tylko kobietą, nazywa się to jedynie zaciętością i oporem”.
Wiele lat i energii poświęciła też na organizację szkółek, gdzie śląskie dziewczęta mogłyby się uczyć koronkarstwa. Kiedy w 1909 r. w Jeleniej Górze powstało Niemieckie Towarzystwo ds. Sztuki Koronkarskiej, poproszono księżną o objęcie nad nim patronatu. Jej imieniem nazwano otwartą tam w 1912 r. szkołę koronkarstwa, a dochody z działalności przeznaczano na cele charytatywne.
Próbowała też zmienić sytuację śląskich koronczarek, które oddawały swoje prace pośrednikom za niewielkie pieniądze. „Chciałam zorganizować tak sprzedaż, aby ich prace trafiały bezpośrednio do sklepów w Londynie, Berlinie i gdziekolwiek indziej, bez wykorzystujących je pośredników. Chciałam, aby cesarzowa udzieliła mi swojego poparcia w przełamaniu szalonej niechęci, która pewna byłam obudzić. Zdawałam sobie sprawę, że każdy będzie przeciwko mnie i postara się piętrzyć niekończące się trudności”.
Robiła wiele dobrego. Od losu dostała i dobro, i zło. Złem była m.in. straszliwa choroba, nigdzie nie nazwana w dokumentach z epoki, ale dziś wiemy, że było to stwardnienie rozsiane. 3 maja 1935 r. jej starszy syn napisał, że „matka jest niemal całkowicie sparaliżowana i niesprawna”.

Daisy von Pless. Początek końca

22 czerwca tego samego roku dostała ataku serca. Lekarz nie ukrywał, że należy się spodziewać najgorszego. Przeżyła jeszcze osiem lat, w których straciła najmłodszego syna Bolka (22 czerwca 1936 r.), dowiedziała się o śmierci ex-męża Jana Henryka XV (1938 r.) i przyszło jej doświadczyć II wojny światowej. Żyła bardzo skromnie. W jej listach z tego okresu nie ma jednak słowa skargi. Odejście Daisy szczegółowo opisała jej kuzynka Oliwia w liście do Jana Henryka XVII: „Twoja droga matka zmarła spokojnie, w dzień po swoich urodzinach. (…) Zasnęła snem wiecznym z uśmiechem na twarzy o wpół do ósmej wieczorem. (…) Wyglądała pięknie i spokojnie. Dolly [pielęgniarka] włożyła jej do ręki trzy róże, jakby pożegnanie od tych, co ją kochali, a nie mogli przybyć”.

13 lipca 1943 r.w brytyjskim dzienniku „Times” znalazł się nekrolog, w którym czytamy m.in.
„Daisy, księżna pszczyńska, zmarła w Książu koło Wałbrzycha. Jedna z najpiękniejszych kobiet swego czasu. Była przed ostatnią wojną gwiazdą towarzystwa edwardiańskiego i wspaniałą gospodynią w Niemczech. Czyniła wszystko, co w jej mocy, aby utrzymać stosunki angielsko-niemieckie na przyjaznej stopie”
Napisano też: „Twardo walczyła o poprawienie warunków sanitarnych w miastach nadrzecznych Śląska. Jej podporą był teść [Jan Henryk XI], który do końca swych dni, do roku 1907, nieustannie pomagał jej w dążeniach cywilizacyjnych”.
„Był to tekst godny i pełny współczucia, a nic podobnego nie ukazało się w gazetach niemieckich”, napisał John Koch w jej biografii.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pszczyna.naszemiasto.pl Nasze Miasto