To znaczy dzwonić dzwonkiem umieszczonym na II peronie będą mogli podróżni, którym korzystanie z kładki nad torami sprawia trudność. Czy to z powodu wieku, czy dużych bagaży, czy inwalidztwa.
Dwa lata temu nadzór budowlany zmusił kolejarzy do remontu kładki nad torami w Pszczynie. I dobrze, że tak się stało, bo była już tak zniszczona, że przedłużanie jej agonii mogło się skończyć takim samym nieszczęściem, do jakiego doszło ostatnio na dworcu w Strzemieszycach. Młody człowiek zginął porażony prądem (w sieci trakcyjnej napięcie wynosi 3 tysiące volt), ponieważ załamała się pod nim spróchniała deska i dotknął nogą drutu.
W Pszczynie z remontem zdążono, chociaż do jego jakości można mieć zastrzeżenia. Deski docięte byle jak, niektóre z sękami, które zdążyły już częściowo powypadać. Deski na podeście, czyli tej części, która biegnie nad torami, nie są na jednym poziomie. Wystarczy, żeby zahaczyć butem i polecieć na głowę. Robota została wykonana byle jak, co PLK oczywiście wytłumaczy szczupłym budżetem. Tylko co to obchodzi podróżnych, których przecież nikt nie wozi za darmo?
Remontując kładkę nie zrobiono zjazdów dla wózków, które wcześniej były. Po naszym artykule dyr. Trzoński obiecał niedopatrzenie naprawić. Od tej obietnicy minęło trochę czasu, a zjazdów jak nie było, tak nie ma.
- Gdyby nie córka, która odbiera mnie z dworca, kiedy wracam z podróży, nie wiem jak bym sobie poradziła - mówi pani Danuta, emerytowana nauczycielka z Pszczyny. Ma endoprotezę stawu biodrowego, nie wolno jej nosić ciężkich bagaży, dlatego podróżuje z walizką na kółkach. Ale jak taka walizkę wciągnąć po schodach na wysokość prawie dwóch pięter? Jak wjechać z dziecięcym wózkiem, o inwalidzkim wózku już nie wspominając?
Jest przejście przez bramkę, która znajduje się na poziomie torów, ale bramka zamykana jest na kłódkę. Klucz do niej przechowywany jest w kasie. Ale jak zawiadomić kasjerkę, kiedy jest się w pojedynkę? Poza tym od listopada zeszłego roku o 20. 30 dworzec jest zamykany.
Klucz w nocy ma się znajdować w nastawni, ale do niej z peronu jest kilkadziesiąt metrów i trzeba chodzić po torach. Słowem pat. Chociaż pozostaje jeszcze przejście międzytorzem, po kamieniach i na własne ryzyko...
Dyrektor ZLK zgadza się, że wyjście z dworca do miasta w Pszczynie jest fatalne.
Jak można to zmienić? Okazuje się, że zrobienie obiecanych wcześniej zjazdów jest niemożliwe (?), bo "szyny muszą być położone na stopniach pod odpowiednim kątem" .
- Ale zamontujemy dzwonek na peronie i każdy podróżny, który nie będzie w stanie przejść kładką, zadzwoni na dyżurnego w nastawni. Ten przyjdzie z kluczem, otworzy przejście i przypilnuje, żeby pasażer bezpiecznie przeszedł przez tory - tłumaczy istotę swojego pomysłu Karol Trzoński. Dodając, że nie jest to rozwiązanie na zawsze. Ale kuriozalne na pewno.
Wyniki II tury wyborów samorządowych
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?